Biblioteka Publiczna w Kaliszu

Gołębie - podniebna pasja

 Wczesny poranek w Kaliszu Pomorskim. Słońce świeci mocno. Mrużę oczy, by dojrzeć kołujące w locie gołębie. Lecą nad ulicą Suchowską. Za dachami domostw nikną, po czym znów pojawiają się nad nami. Rozprostowują skrzydła, składają, by za chwilę znów je rozprostować. Szybują… Zdzisław spokojnie przechadza się po podwórku i razem ze mną spogląda w niebo. Dumny jest ze swoich gołębi. Teraz latają gołębie młode – tłumaczy - starsze latają na dłuższych dystansach w lotach. Startują z różnych miast Polski, a także spoza kraju. Obecnie czekam na powrót gołębi z Barcelony. Jeszcze żaden nie wrócił - zasmuca się i spuszcza głowę.

 

Wchodzimy do gołębnika. Zaadoptowane w tym celu poddasze mieści trzy duże boksy. Jeden jest dla gołębi rozpłodowych. Zdzisław chwyta styropianowe gniazdko wyścielone słomą i pokazuje maleństwa z wczorajszego wylęgu. Delikatnie je głaska i przykłada do policzka. Pokrywa je żółty meszek. Wkłada je z powrotem do gniazda i wyciąga rękę po miesięcznego gołębia. Wielkością przypomina dorosłego. Jest niebiesko opierzony. Po niedawnym wylęgu świadczy tylko żółty meszek na głowie, który przebija się spod nowych piór.

Wychyla się z okna gołębnika i przywołuje gołębie z lotu. Te, które przed chwilą radośnie kołowały nad Kaliszem Pomorskimprzysiadły już na dachu gołębnika. Chodź, chodź, chodź, chodź, chodź – wymawia tak szybko, aż słowa zbijają się w jeden szelest. – Chodź, chodź, chodź, chodź, chodź. Gołębie sfruwają jeden po drugim i siadają na wyścielonej słomą podłodze. Trzepot skrzydeł i rozbijanego powietrza jest teraz wyraźny. Zdzisław powoli wypełnia ziarnem ustawione w skosie drewniane karmniki, lecz nadal przywołuje gołębie. Jest pora karmienia. Gołębie zlatują się jeden po drugim. Po chwili w gołębniku robi się tłoczno. Dziobią ziarna obserwując nas. Z boku ustawione jest poidełko dla ptaków. Plastikowa butla wypełniona wodą u dołu ma niewielkie wnęki. Gołębie nachylają się, nabierają do dzioba parę kropel i przechylają głowę ku górze. Piją. W gołębniku mieni się od różnych odcieni niebieskiego. Przebijające przez okna promienie słoneczne odbijają się od ptasich piór. Powstaje niebieska tęcza.

Wychodzimy z gołębnika. Stąpam powoli po schodach obserwując gołębnik z zewnątrz. Za mną schodzi Zdzisław. Wróci tu wieczorem, by znów wypuścić gołębie na trening. I tak co dzień…

 


























Dobre nowego początki.

Zdzisiek, nastoletni chłopiec, jeździ na wakacje do dziadka. Wujek mieszkający nieopodal hoduje gołębie. Zabiera Zdziśka ze sobą do gołębnika. Młody chłopiec obserwuje pasję wujka. Nie myśli jeszcze wtedy o swojej przyszłości. Po wakacjach wraca do Giżyna, do domu, do rodziców. Czas mija szybko. Nastaje grudzień, niebawem święta. Szkoła Podstawowa w Pomierzynie jak co roku organizuje choinkę. Uczniowie licznie przybywają na świąteczną zabawę. Atrakcji dla dzieci jest mnóstwo. Jest też loteria fantowa. Zdzisiek losuje i wygrywa. Wygrywa gołębia! Radość chłopca jest wielka. Zabiera go do domu. Widzący kiełkującą pasję chłopca ojciec ofiarowuje mu jeszcze cztery gołębie. Pierwsza hodowla liczy pięć gołębi. Jednak młodzieńcze lata mają swój kres. Przyszło wezwanie do wojska. Zdzisiek wyjeżdża z domu rodzinnego i zaprzestaje hodowli. Mówi, że już nie chce. Wraca z wojska, myśli o rodzinie. Poznaje Annę, zakładają rodzinę. Wkrótce na świat przychodzi ich pierwszy syn. Mieszkają w bloku. Chęć hodowli gołębi jest duża, ale nie ma ku temu warunków. Potem przeprowadzają się do Kalisza Pomorskiego. Mieszkają w domu z podwórkiem. Są zabudowania gospodarcze. Może by tak znowu… W głowie Zdzisława krążą myśli o gołębiach.

W 1981 r. Zdzisław rozpoczyna hodowlę gołębi pocztowych. Wciąż się uczy, poznaje tajniki. Jak sam mówi – początkowo uczyłem się metodą prób i błędów. Czytałem poradniki, oglądałem programy w telewizji o hodowli gołębi. Ale efekty były takie sobie - na chwilę zawiesza głos, wspomina. Niebawem nadarza się okazja zakupu gołębia linii Ninja z profesjonalnej hodowli gołębi pocztowych w Rotterdamie- kontynuuje. Kupuje. Szybko przychodzą pierwsze sukcesy. Gołębie Ninja doskonale nadają się do krzyżowania. Zakupiony niebieski samczyk dobrze się czuje w nowym gołębniku. Wylęgają się młode gołębie, a wśród nich Kubuś. To jedyny gołąb Zdzisława, który miał swoje imię. Kubuś był znakomitym rozpłodowcem – wspomina Zdzisław. Rodzą się młode gołębie. Profesjonalna hodowla nabiera tempa. Ale sukcesy będą wtedy, gdy gołębie będą latały. Gdy będą wygrywały. Trenuje gołębie. Wywozi do innych miast, wypuszcza. Szybko wraca do domu i spogląda w niebo. Czeka. Wracają – opowiadając uśmiecha się szeroko. Wyniki są coraz lepsze. W 1996 r. odnosi pierwsze zwycięstwo. Zdobył Mistrzostwo Okręgu Piła dla gołębi starszych – wertuje kartki. Szuka w stosie dyplomów tego pierwszego. Znajduje i czyta na głos. Wyjmuje jeszcze jeden dyplom z 1997 r. To się rzadko zdarza, by powtórzyć taki sukces po roku. Wnuczka Kubusia aż sześć razy przyleciała do gołębnika pierwsza ze wszystkich 11 konkursów tamtego roku - mówi. Jest dumny, że ma w hodowli championy.


Leć, leć szybko.

Sezon lotowy Zdzisław rozpoczyna wczesną wiosną. Cały czas trenuje gołębie. Gdy zbliża się pora lotowań wzrasta intensywność treningów gołębi. Przygotowuje je do dużego wysiłku. Szczepi. Przez cały czas stosuje odpowiednią dietę. Karmę wzbogaca o propolis, herbatki ziołowe, cytrynę. Zrywa pokrzywy, mlecz. Wykorzystuje także czosnek niedźwiedzi i cebulę. Kompletuje zespoły. Stosuje technikę wdowieństwa. Na czym ona polega? – dopytuję. Gołębie mają mocno rozwinięty zmysł wyklucia, przywiązania do własnego gniazda – odpowiada Zdzisław. - Przed lotem partnerowi pokazuję samiczkę. Gołąb tęskni i leci szybciej. Niektóre przelecą nawet 100 km w godzinę – śmieje się Zdzisław. Po powrocie gołębie regenerują siły. Piją herbatki ziołowe z miodem, cytryną. Są też gotowe herbatki, które kupuję, na bazie 24 ziół. Tych ziół tam nikt nie zliczy – śmieje się Zdzisław, ale tak właśnie producent napisał na opakowaniu. Jest też tak, że niektóre nie wrócą z lotu – wtrącam. Tak. Są różne przyczyny – odpowiada. A nieuczciwi hodowcy? – dopytuję. Oni potrafią złapać zmęczonego gołębia. Taki gołąb musi być przetrzymywany. Wróciłby, gdyby był wypuszczony – zasmuca się.

Zdzisław w chwili obecnej ma ok. 200 gołębi. Dużo – wzdycham. Dlatego pasja ta jest bardzo kosztowna – wtrąca Zdzisław. - Ja jestem rolnikiem, jest mi trochę łatwiej. Ale te karmy, odżywki są strasznie drogie. Mówili mi, bym to rzucił. Ale ja nie umiałbym już bez tego żyć. Gołębie są jak rodzina – wzrusza ramionami Zdzisław. Żona Zdzisława Anna wystawiła przed dom wszystkie puchary. Już nie ma gdzie ich trzymać – zalotnie śmieje się Zdzisław. Wszystkich jest… - zamyśla się przez chwilę – ze 130. Małe, duże, posrebrzane, pozłacane i kryształowe. Wymyte w słońcu prezentują się znakomicie. Dyplomów też jest ze 300 i chcę je pokazać – uśmiecha się.

Jaką radę dałby Pan początkującym hodowcom? – dopytuję. Muszą być konsekwentni i systematyczni. Powinni dużo lotować, a sukcesy przyjdą niebawem – odpowiada Zdzisław.

Każdy z nas ma jakieś pasje, którym oddaje się z przyjemnością. Dla jednych to kolekcjonowanie znaczków pocztowych, dla innych sporty ekstremalne, teatr, film. Są wśród nas osoby, dla których pasją są zwierzęta. Do nich należy Pan Zdzisław Indrzejczak – mieszkaniec Kalisza Pomorskiego, darzący wielką miłością gołębie pocztowe, które hoduje od wielu lat. W sierpniu 2013 r. zaprosiliśmy Państwa na wystawę w Galerii w Pałacu Wedlów, na której prezentowaliśmy puchary, dyplomy oraz wiele materiałów związanych z hodowlą gołębi. Podczas wernisażu spotkaliśmy się nie tylko z Panem Zdzisławem, ale również z kilkoma podniebnymi bohaterami tego reportażu.  

 

 

 

 

 

 

 

 

Pozostałe wydarzenia

Teresa Załuskowska wita mnie w pomieszczeniu należącym do Koła Pomocy Dzieciom z Niepełną Sprawnością Ruchową w Kaliszu Pomorskim. Z uśmiechem na ustach prezentuje prace plastyczne, które powstały podczas terapii zajęciowej swoich podopiecznych. Znacznie ubarwiają niewielkie pomieszczenie. Spoglądam na ławę, na której znajdują się rozstawione akcesoria plastyczne. Na stole obok schną najnowsze prace przygotowane na konkurs plastyczny „Barwy Lasu”. Przechodzimy do pomieszczenia obok służącego na co dzień małej rehabilitacji. Dziwię się, że w tych małych pomieszczeniach terapię odbywa tak liczna grupa podopiecznych. Brakuje przecież miejsca dla wszystkich…

Bolesława Kazimiera Płachta przyszła na świat w latach wojennej zawieruchy  w wiejskiej posiadłości Ożegów w województwie łódzkim. Z tamtego okresu pamięta niewiele, zapewne dlatego, że przebywała tam jedynie do ukończenia czwartego roku życia. Pamięta za to wielotygodniową przeprowadzkę w wagonach towarowych przepełnionych ludźmi, inwentarzem i dobytkiem. Zapamiętała także pierwsze dni spędzone w nowym domu rodzinnym w Sienicy w 1946 r.

Wczesny poranek w Kaliszu Pomorskim. Słońce świeci mocno. Mrużę oczy, by dojrzeć kołujące w locie gołębie. Lecą nad ulicą Suchowską. Za dachami domostw nikną, po czym znów pojawiają się nad nami. Rozprostowują skrzydła, składają, by za chwilę znów je rozprostować. Szybują… Zdzisław spokojnie przechadza się po podwórku i razem ze mną spogląda w niebo. Dumny jest ze swoich gołębi. Teraz latają gołębie młode – tłumaczy - starsze latają na dłuższych dystansach w lotach. Startują z różnych miast Polski, a także spoza kraju. Obecnie czekam na powrót gołębi z Barcelony. Jeszcze żaden nie wrócił - zasmuca się i spuszcza głowę.

Zachodniopomorskie Forum Kultury Kalisz
Pomorski
Ośrodek
Kultury


Biblioteka bierze udział w programie Orange dla bibliotek