Autorka, co nadmienić należy, w sposób prześmiewczy ukazuje nam wieś za jaką tęsknimy, gdy pragniemy odpocząć od cywilizacyjnego zgiełku. Czy istnieje jeszcze prawdziwa wieś, skoro gospodarze pozbyli się już świń i krów, przerobili obórki na agroturystykę i w bluzkach z haftem, z chlebem i solą w ręku, czekali na gości. Co zatem mogli nam zaoferować? Menzel już parę wersów dalej podaje nam gotową odpowiedź – wieś malowniczą, bez gnoju, smrodu i much. A co najważniejsze (…) daje proste życie na łonie natury. Życie, o jakim wszyscy marzyli, gdzie w uroczej chałupie buzuje na kominku ogień, na kaflowym piecu wiszą sznury suszonych grzybów, podniebienie kuszą domowe naleweczki, kiszone ogórki, własnej roboty wędliny. Ciężką pracę pomija, wszak w całych Waniuszkach ostał się jeden rolnik. Jeden rolnik i jedna szeptunka.
Medycyna naturalna, leczenie za pomocą modlitwy i ziół ma w sobie coś wyjątkowego, magicznego. Może nawet trochę bawi nas okadzanie, palenie i zbieranie roślin. Ale czy jesteśmy w stanie tak bardzo zaufać znachorce, szeptunce, a nawet wiedźmie, by oddać się w jej ręce? W utworze Olena zostaje szeptunką pod wyraźną presją otoczenia!
Wnioski po lekturze nasuwały się same. Świat się zmienia, a my poddajemy się jego biegowi. Czy jednak fałszywe kreacje uchronią wieś od zapomnienia?
Pragniemy wyrazić podziękowania klubowiczkom: pani Zofii Bąk i pani Wiesławie Minkiewicz za przepyszne soki z lipy, czarnego bzu, głogu, którymi raczyliśmy się podczas spotkania, i podzielenie się z nami wiedzą o ziołach.
Kolejne spotkanie już niebawem.